Nostalgiczna Toskania – kraina błogich snów i raj dla pejzażystów

Kto choć raz był w Toskanii, na zawsze pozostanie pod jej urokiem. Pamięć układa się tu w warstwy, jak snujące się pod widnokrąg woale pól na pagórkach. W miejscach takich jak stare zamki, pamięć mieszka w kamieniach i sadach, w zimnych murach prastarych winnic i w zwilgotniałych grobowcach. To od Etrusków zaczęła się historia miejsca, które wybrano dla pierwszej edycji Accademii d’arte. Tenuta di Casaglia skrywa wiele historycznych skarbów. Odkryto tu grobowce datowane na V-VI wiek p.n.e. Natomiast zewnętrzna elewacja głównych budynków wciąż szczyci się wspaniale zachowaną, najstarszą częścią, powstałą około roku tysiąc setnego. Posiadłość choć nękana przez liczne epidemie i konflikty polityczne, przetrwała przechodząc z rąk do rąk, aż w roku tysiąc siedemsetnym stała się własnością rodziny Espinassi Moratti. Zamieniona w żyzny teren rolny, na którym uprawiano drzewa oliwne i winorośle, rozbudowywana, modernizowana i zadbana Casaglia zmieniała swoje oblicze. A gdy jej dziedziczką została Baronessa Maria Giovanna Weihrauch di Pauli von Treuheim – stała się niezwykłym ośrodkiem agroturystycznym, w którym pielęgnuje się zarówno autentyczną aurę miejsca, jak i pamięć przodków.
Casaglie wybrano starannie jakie miejsce szczególne. Siedziba rodowa, położona na wysokim wzniesieniu, w samym sercu Toskanii, w pobliżu morza i najważniejszych toskańskich miast, przez prawie dwa tygodnie, gościła grupę polskich artystów, stając się domem dla sympozjum sztuki. Pomysłodawcami wydarzenia byli Maestro Andrzej Borowski oraz Rafał Knop. Program miał jasne założenia : „Tym razem nie będziemy malować. Wyjazd nie ma charakteru typowego pleneru z wystawą prac na koniec pobytu. Spotkanie służy pogłębieniu wiedzy na temat sztuki, filozofii i historii regionu. Będziemy „notować” cechy pejzażu i architektury. Przyjrzymy się tradycjom. Pomogą nam w tym filmy, archiwalne nagrania radiowe i prelekcje. Niewielką tylko część skomplikowanej tkanki średniowiecza, renesansu i baroku Toskanii, postaramy się delikatnie przedyskutować, wieczorem przy winie. Interesuje nas powstanie Akademii Neoplatońskiej, Akademii Rysunku Vasariego i jej spektakularny rozwój.”
Po tak precyzyjnie określonej formule, nie pozostało nam nic innego jak z entuzjazmem przyjąć zaproszenie do udziału w wydarzeniu. Przyjechaliśmy zatem do Casagli, najpierw odwiedzając bliską sercu Lukkę.

Na miejsce sympozjum dotarliśmy spóźnieni. Słońce zdążyło schować się za widnokrąg, przemierzaliśmy więc krętą, leśną drogę w zupełnych ciemnościach. Na zamku czekał już zastawiony stół, wciąż jeszcze ciepła pizza i smakowite Vino Rosso. Grupa była natomiast nieco rozproszona. Nie wszystkich uczestników znaliśmy osobiście, co miało się za chwilę zmienić. Przy stole zasiedli – Halina Nowicka i Tomasz Klimczyk, Andrzej Borowski i Kaja Solecka, Rafał Knop oraz Dariusz Hrybik. Wkrótce też dołączył Stanisław Chomiczewski. Rankiem mieliśmy poznać pozostałych uczestników – Meastro Leszka Żegalskiego, Monikę Krzakiewicz i Basię Frankiewicz. Mieliśmy również poznać osobiście dostojną posiadłość i jej najbliższe okolice. Tymczasem wieczór minął zbyt szybko, tak szybko jak mija czas, gdy wspomina się tylko same miłe rzeczy.












Rankiem przywitały nas mgły. Łagodne wzgórza Toskanii otulały drogę, którą zjeżdżaliśmy kierując się w okolice Sieny i Volterry, by potem wyruszyć wprost w ramiona Il Pino. Z każdym kolejnym zakrętem wpadaliśmy w dziwną melancholię.
Toskania to raj dla pejzażystów. Pełno tu subtelności fioletów i bladych zieleni. Są też tęsknoty schowane w półmroku. Przestrzeń jaką się tu „zastaje” jest filtrowana przez wrażliwość, poddana uogólnieniu i zweryfikowana przez czas. Ten dystans ma aspekt intelektualny. Wrażenie w znacznym stopniu zależy od tego, co już się wcześniej widziało i zapamiętało. Jest też pochodną pewnych wrodzonych preferencji oraz spersonalizowanego wyczucia na przejawy piękna. Nie oglądamy przecież tylko pól, pagórków i cyprysów. Patrzymy na historię, na całe wieki zdarzeń, na światło, które dało impuls eksperymentom, na pejzaż pełen drogowskazów. Widzimy krajobraz we wszystkich odcieniach. Patrząc, próbujmy zebrać jego esencję. Tak czynił przecież malarz i poeta Tadeusz Piotr Potworowski – zachwycić się znaczy „połknąć, pochłonąć tę przestrzeń pomiędzy drzewami, zieleń i stojące niebo niewiadomego koloru. Wszystko uważnie, ostrożnie zebrać, dzień po dniu, ażeby spróbować nagle, jednym tchem zamienić na magiczny znak-słowo, jakby krótki krzyk wieczorem, przed nocą, ptaka głosem”
Fot. Andrzej Borowski „Val d’Orcia, Pienza” 2022r
Punkt widokowy nieopodal Volterry kontemplowano i kontemplowano. Malarze palili papierosy, robili fotografie, ktoś ukradkiem wyciągnął szkicownik. Inny ktoś, po prostu stał i patrzył. Długo i w milczeniu. Co zupełnie nas zaskoczyło, nikt z grupy nie poświęcił uwagi obecności wielkiego okręgu, który znajdował się obok. Dosłownie tuż pod stopami. Ludzka percepcja jest ułomna. Wyczuleni na subtelności kolorystyczne malarze, skupieni na detalach pejzażu, nie zauważyli ogromnej artystycznej instalacji. Tak samo ważnej dla tego regionu jak słynna katedra w Sienie. Na szczęście mieliśmy ze sobą pewien zasób wiedzy i z przyjemnością się nią podzieliliśmy.




Ktoś kto ceni sobie autentyczność przeżyć, wie że sztuka nie jest tylko estetycznym obiektem, ale wiadomością jaką artysta pozostawia światu. Włoski artysta Mauro Staccioli określił swój sposób tworzenia rzeźby, interweniując bezpośrednio w krajobraz. W ten sposób historia, kultura, rzemiosło i współczesny koncept spotkały się z pamięcią. Mauro Staccioli urodził się tutaj, na starożytnej ziemi i zostawił jej po sobie w darze wielki pierścień. Ten wydaje się przetaczać, jakby pochwycony w ruchu. Doskonała alegoria – gra sztuki z naturą lub sama natura sztuki. Czas jest tu przestrzenią życia, rzeczywistość natomiast nieustannym stawaniem się zjawisk, które postrzegane są w ich ciągłej zmienności.
Ludzka percepcja ma swoje ograniczenia. Należy o tym pamiętać. Patrząc, warto wiedzieć co można zobaczyć, otwierając się na nowe i inne, będąc ciekawym i uważnym. Czerpiąc zarówno z „widzianego” jak również z tego co „pomyślane”.



Dobry artysta patrzy uważnie, zbiera bodźce, zapamiętuje emocje, bada zależności, docieka prawd i odkrywa nowe. Prawdziwa Sztuka nie jest przecież jedynie zewnętrzną, malowniczą stroną zjawisk. Dobry artysta inspiracji potrafi poszukiwać wszędzie. W miejscach, które stanowią kolebkę cywilizacji jest ich aż nadto.
O tym właśnie rozmawialiśmy błądząc po brukowanych labiryntach toskańskich uliczek. Pytaliśmy jak rozwijać indywidualny talent, nie przekreślając przeszłości. Jak rozpatrywać pojęcie tradycji, którą wciąż jeszcze kojarzy się z akademizmem. Jak zachować wolność, jeśli nie da się jej odziedziczyć, tylko trzeba ją bezustannie wypracowywać. Dyskutowaliśmy o tym jak tworzyć wartościową sztukę. Że trzeba ją osadzić na czymś w rodzaju „historycznego poczucia”, które wymaga nie tylko pamiętania o przeszłości ale dostrzegania i tego, co dzieje się teraz. Zgodziliśmy się, że ważnym i odpowiedzialnym jest, aby wymagać od ludzi sztuki świadomości własnego pokolenia ale też całokształtu wiedzy i wrażliwości oraz otwartości na różnorodność. Próbowaliśmy definiować co dziś może być w sztuce wizjonerskie. I wreszcie, powiedzieliśmy sobie, że nie można oceniać artysty w „oderwaniu”, że trzeba umieścić go (dla porównania i przeciwstawienia) tak wśród umarłych jak i pośród żywych.
Tymczasem toskańskie uliczki wypełniało migotliwe światło, a podniosłe katedry „rozdzierały przestrzeń i przyprawiały o zawrót głowy„. Schodząc w dół, patrzyliśmy na gotowy pejzaż w ruchu.
„Szmaragdowe, trójkątnie ścięte zbocze podchodziło ostro do góry, nagle urywając się. Z boku niespodziewanie jak zając wyskoczył łagodny pagórek, zawadzając o stok pokryty krzakami winorośli ; na prawo gaj oliwkowy, drzewa srebrne i powykręcane, jakby szalała tam burza; po lewej stronie nieruchome i ciemne pióra cyprysów.”




Późnym popołudniem dotarliśmy do miejsca, które jest niczym „polska wyspa”. Sami swoi. Il Pino Wino i Śpiew. Miejsce szczególnej integracji, które mile nas oczarowało. Posiadłością od prawie trzydziestu lat zarządza polska para pasjonatów. Zjeżdżają się tutaj wszyscy – motocykliści, studenci, nowo osiedleni właściciele winnic, zagubieni wędrowcy i oczywiście artyści. Bogaci i biedni. Najedzeni i głodni. Sławni i bezimienni. Miejsce ma specyficzną atmosferę, twórczy nieład kojarzony z dziecięcą zabawą. Jest niczym prywatna ambasada, która podaruje wspaniały widok i odrobinę „polskiej swojskości”, za którą tak bardzo tęsknią ci, którzy doświadczyli życia na emigracji. Spędziliśmy tu czas radośnie. Czekając na zachód słońca, jedząc i pijąc. Wspominając, marząc i dzieląc się swoimi historiami. Wiele z tych historii miało wspólne wątki. Niekoniecznie artystyczne. Niewiarygodne – jak świat potrafi być mały. Cudowne – jak doświadczanie tego świata może łączyć ludzi.















W sympozjum udział wzięli artyści, którzy od lat wspólnie uczestniczą w plenerach malarskich. Artyści znani i podziwiani, ugruntowani na rynku sztuki i reprezentowani przez wiodące polskie galerie. Łączą ich nie tylko wspólne wyjazdy. Łączy ich potrzeba tworzenia prawdziwej wartości. Tworzenia, czegoś co nazwać można Benjaminowską Aurą.
Czy i jak ich obrazy zmienią się po toskańskiej przygodzie? Co przywieźli ze sobą z podróży? Będziemy uważnie obserwować rozwój ich twórczości. Kilku z nich już niedługo zagości w Casa Antica.

- W tekście wykorzystano fragmenty eseju autorstwa Katarzyny Kuplińskiej „The Role of Space in Piotr Potworowski’s Landscapes” opublikowanego w Acta Universitatis Nicolai Copernici; Zabytkoznawstwo i Konserwatorstwo XLI, Toruń 2011
- W tekście cytuje się również fragmenty książki autorstwa Zbigniewa Herberta „Barbarzyńca w ogrodzie”
- Benjaminowska aura dzieła jest złożonym zjawiskiem kulturowym, dotyczącym bezpośrednio społecznej recepcji sztuki. Ma miejsce wówczas, gdy powstaje szczególna atmosfera i kształtują się specyficzne więzi między dziełem a jego odbiorcami. Dany kontekst w jakim dzieło jest tworzone a następnie oglądane, pozwala na doznanie jego „sakralności”. Ten kulturowy klimat, towarzyszący jednostkowym i społecznym kontaktom ze sztuką, nazwał Benjamin aurą. Szczepańska-Pabiszczak, Benjaminowski zwrot ku sztuce „nieauratycznej”, [w:] A. Zeidler-Janiszewska (red.), „Drobne rysy w ciągłej katastrofie…” Obecność Waltera Benjamina w kulturze współczesnej, Wyd. Instytutu Kultury, Warszawa 1993, s. 142.